Opis
OD ANNY DZIADZIO:
Podstarzały wykładowca i romans ze studentką. Skandal i wstyd. Jakże banalny schemat, prawda? A mimo tego przewidywalna i oklepana fabularnie Hańba dostała Nagrodę Bookera. Uchodzi więc za najlepszą i najsłynniejszą powieść Coetzeego.
Czy rzeczywiście jest ona najsłynniejsza? Owszem. Czy najlepsza? Tu akurat bym polemizowała. Dlaczego więc polecam coś, czego wcale nie uważam za nie wiadomo jaki majstersztyk, który nie wzbudza moich ochów i achów? Bo nie o to w czytaniu chodzi.
Polecam ją, bo ta książka sprawiła mi po prostu ból. Nie-metaforyczny i nie-materialny, ale fizyczny, jak najbardziej namacalny i odczuwalny. Coetzee nie epatuje brutalnością, nie nurza się w sugestywnych opisach, na siłę wywołujących emocje. Przeciwnie. W tej prozie jest coś, a może właśnie czegoś nie ma, co sprawia, że każdą stronę, a właściwie to, co na tej stronie jest, się czuje.
Czytając Hańbę, czułam więc ból – każdego z bohaterów, a w końcu swój własny, do którego na początku nie chciałam się przyznać, którego potem nie rozumiałam, a w końcu z którym się zrosłam tak, że przestałam go zauważać. I wtedy zrozumiałam, czym jest hańba.